czwartek, 15 stycznia 2015

Take Me to Church

Helló, witam was dzisiaj z czymś innym na moim blogu, a dokładnie to z moją refleksja na temat tekstu piosenki "Take Me to Church".  Od razu mówię - ten post nie ma nikogo obrazić, ponieważ są tu poruszane kwestii religijnej. Jest to raczej jednorazowy post tego typu, bo po prostu tekst tej piosenki mnie zainteresował, a jej samej słuchałam przez dobrych kilka dni. A więc - gotowi?

My lover's got humour
She's the giggle at a funeral
Knows everybody's disapproval
I should've worshipped her sooner

W pierwszych zwrotkach ktoś opowiada o swojej kochance, mówiąc, że ma poczucie humoru i jest chichotem na pogrzebie. Według mnie osoba, która wypowiada te słowa, tymi słowami mówi po prostu, że jego ukochana jest inna od wszystkich, jest wolniejsza i szczęśliwsza w tym ponurym świecie porównanym do pogrzebu. Ona wie, że ludziom dookoła nie podoba się jej postawia, jednak nadal zostaję sobą. Bohater (tak go nazwijmy) mówi, że powinien to zauważyć wcześniej i zacząć się nią interesować.

If the Heavens ever did speak
She is the last true mouthpiece
Every Sunday's getting more bleak
A fresh poison each week

Bohater mówi, że jego kochanka byłaby ostatnim prawdziwym prorokiem, gdyby niebiosa by przemówiły. I tu moim zdaniem bohater zarzuca prawdopodobnie kościołowi przekazywanie nam fałszywych informacji, albo nie robienie tego, jak powinien, a kochanka ma czysty pogląd na świat i będzie głosiła prawdę. I w następnych dwóch linijkach mowa już o tym, co przed chwilą powiedziałam - kościół co niedzielę wpaja w ludzi nową truciznę w postaci kłamstw.

"We were born sick" - you heard them say it
My church offers no absolutes
She tells me "worship in the bedroom"

Urodziliśmy się chorzy, słyszałaś, jak to mówią - możliwe, że mowa tu o tej inności, odstawania od społeczeństwa, którą ludzie cały czas wytykają parze. Kościół, nawet gdyby chcieliby się rozgrzeszyć, nie udzieliłby im tego sakramentu, bo odbiegł już dawno od swojego pierwotnego celu. Kochanka mówi mu, aby wielbił ją w sypialni... może to być aluzją do złamania przysięgi czystości przed zawarciem małżeństwa.

The only heaven I'll be sent to
Is when I'm alone with you
I was born sick, but I love it
Command me to be well
Amen. Amen. Amen

Dla bohatera jedynym niebem będzie to, gdzie znajdzie się sam na sam ze swoja kochanką, nie będzie musiał udawać kogoś innego, dopasowywać się do norm społeczeństwa. Mówi, że urodził się chory, ale to kocha, czyli akceptuje swoją inność, jednak prosi, aby jego kochanka nakazała mu wyzdrowieć. Nagle bohater wypowiada kilka razy "Amen", jakby skończył swoją modlitwę do swojej ukochanej. "Amen" może znaczyć też "niech tak będzie".

Take me to church
I'll worship like a dog at the shrine of your lies
I'll tell you my sins and you can sharpen your knife
Offer me that deathless death
Good God, let me give you my life 

Bohater mówi - zabierz mnie do kościoła - chce, aby kochanka zabrała go do ołtarza gdzie złożą przysięgę małżeńską, jednak dla niego będą to kłamstwa, których i tak wysłucha i w nie uwierzy. Mam wrażenie, że nagle zachodzi tu zmiana charakteru kochanki - zaczyna być taka jak inna, "zdrowa", i tutaj mogę przywołać linijkę I should've worshipped her sooner, która, jeżeli biorąc pod uwagę trafność mojej teorii, nabiera teraz trochę innego znaczenia. Bohater żałuje, że nie zainteresował się nią wcześniej, zanim ta zaczęła iść za tłumem. Jednak bohater nadal ja kocha i szanuje, oddałby dla niej nawet swoje życie, a ona miałaby mu dać nie-śmiertelną śmierć (czyżby mowa o zmartwychwstaniu?).

If I'm a pagan of the good times
My love is the sunlight
To keep the Goddess on my side
She demands a sacrifice
To drain the whole sea


Nasz bohater jest poganinem w czasach, gdzie otaczają go ludzie religijni. Nie jest wierzący, bo uważa kościół za coś toksycznego. Używa nawet zwrotu "Bogini", a jak wiadomo w religii chrześcijańskiej jest tylko jeden Bóg i żadnych pobocznych bożków. Kochanka potrzebuje ofiary, takiej, jak składano w dawnych czasach dla bogów. Bohater mówi, że wysuszyłby dla niej nawet morze (czyżby znowu nawiązanie do jednego z wydarzeń religijnych? Rozstąpienia się wód Morza Czerwonego?)
                                                              Get something shiny
Something meaty for the main course
That's a fine looking high horse
What you got in the stable?
We've a lot of starving faithful
That looks tasty
That looks plenty

This is hungry work

Bohater zwraca się tutaj do władz kościoła, które wywyższają i od ludzi pragną tylko pieniędzy. Mówi on, że jest wielu głodujących wiernych i pyta się, co mają w zagrodzie, chociaż pewnie i tak nie rozdadzą tego potrzebującym. Bohater może też chcieć pokazać dla kochanki prawdziwość kościoła, aby znowu stałą się dawną sobą. Jednak to, co prezentuje kościół jest kuszące i wzbudza apetyt...

No masters or kings when the ritual begins
There is no sweeter innocence than our gentle sins
In the madness and soil of that sad earthly scene
Only then I am human
Only then I am clean
Amen. Amen. Amen.

Bohater zaczął opowiadać o rytuale... no tak, były zbierane ofiary, więc teraz będzie ich złożenie, chociaż okazuje się, że nie ma w nim żadnych bogów ani mistrzów. Chyba wiele osób domyśla się, czym jest ten rytuał (cóż, bohater wypełnił wolę kochanki, czci ją w łóżku). Między nimi nie ma już żadnej niewinności, tylko ich delikatne grzechy. Bohater mimo wszystko czuję się czysty, czuje się człowiekiem. Kończy on wreszcie swoja modlitwę tak, jak ja rozpoczął - Amen.