czwartek, 27 marca 2014

Someday he will understand...

Lalki z drewna przecież nic nie wzruszy...

Rozdział trzeci

Rozejrzałam się po domu Dagona. Zdecydowanie bardziej podobała mi się górna część jego domu. Pastelowy fiolet wydawał mi się normalniejszym kolorem niż czarny i jadowicie zielony.
Meble w domu miały kwiatowe wzory i wykonane były za jasnego drewna. Jako, że wyszliśmy od razu do przedsionka, nie mogłam rozejrzeć się dokładniej po całym budynku. Dagon dosyć szybko doprowadził mnie do drzwi. Wyglądał na zdenerwowanego, czego nie rozumiałam w ludziach. Czemu się denerwują? Gdybym potrafiła, czuć nie marnowałabym ani jednej minuty na gniew. W szkole zostałam uznana za najspokojniejszą osobę na świecie. No cóż, problematyczne byłoby udawanie gniewu ze spokojem w oczach.
Oczy to największa słabość ludzi.
Mistrz siedział cicho. Wydawało mi się, że słyszę jak skomli niczym pies. I dobrze. Po tych wszystkich latach kontroli teraz niech wie, jak to jest być niewolnikiem.
Jak możesz tak myśleć?
Właśnie, jak mogę tak myśleć?
Ogarnęła mnie ekscytacja niczym dziecko, które wygrało zabawkę.
Szesnaście lat! Całe szesnaście lat czekałam, kiedy będę mogła myśleć o czymś całkowicie samodzielnie. Czułam się jak normalny człowiek. Nie chciałam wiedzieć czemu, po prostu chciałam, aby to nigdy się nie skończyło.
 - Gdzie mieszkasz?
Głos Dagona wyrwał mnie natychmiastowo z transu. Chociaż wydawało mi się to dziwne, ale byliśmy już przecznicę od jego domu. I kilka metrów przed moim.
Wskazałam palcem na wielki, biały dom. Nadal na twarzy chłopaka widziałam gniew, a gdy dowiedział się o moim miejscu zamieszkania, prawie na mnie nie nawrzeszczał. Zanim jednak zdążył co cokolwiek powiedzieć, ja podbiegłam do bramki w moim ogrodzeniu. Nie miałam zamiaru konfrontować się z nim kiedy Mistrz mi nie podpowiadał. Zdałam sobie sprawę, że jestem bezbronna niczym sarenka bez głosu, który kierował mnie przez całe życie.
Szybkim ruchem otworzyłam bramkę i weszłam do środka. Gdybym miała serce, teraz pewnie biłoby jak oszalałe. To było coś w sposobie poruszania się Dagona. Mimo zdenerwowania wywołanego nieznanym mi powodem, spokojnie stał ze skrzyżowanymi rękoma. Było też coś fałszywego w jego oczach. Jakby udawał. Tak naprawdę patrzył z zadowoleniem w duszy na to, jak szybko przed nim uciekam.
Ja się nie bałam. Przez całe życie nikt nigdy nie próbował zrobić mi krzywdy. Nikt nigdy nie patrzył na mnie tak wyzywająco.
Bo ty to robiłaś.
Aurora. Ta znienawidzona.



Mistrz. Moje przekleństwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz