Zastanawiając się nad tematem posta... właściwie to nadal się nad nim zastanawiam, ale postanowiłam na razie potrajkotać o tym, co zawsze. Ostatnio zawitały do mnie nowe książkowe nabytki (czyt. w październiku) i są one dość wyjątkowe, bo dwa z nich to książki po angielsku. Pierwsza to trzeci tom Sagi Księżycowej, "Cress", a druga to "Simon vs the Homo Sapiens Agenda" (tak, jest o geju). Cóż, nie jestem przyzwyczajona do angielskiego stylu pisania książek, ale na szczęście coś tam jeszcze rozumiem, choć żadnej jeszcze do końca nie przeczytałam... ekhm...typowe...ekhm. Jednak! Przyszły również dwie inne pozycje, jakimi są "Księga Cmentarna" oraz "7 minut po północy". "Jestem jeszcze w trakcje czytania "Księgi" i... zawiodłam się nią? Słyszałam tyle pochwał o książkach Neil'a Gaiman'a, więc spodziewałam się czegoś więcej. Pod względem technicznym książka jest dobra, jednak akcja strasznie wolno się ciągnie i przynajmniej mnie nie wciąga. A co do drugiej książki, to mam do niej już lepsze odczucia. Przeczytałam ją całą w około 3 dni i pod koniec poryczałam się jak dziecko. Tematy chorób, a szczególnie raka bardzo mnie ruszają, więc aż tak się nie dziwię mojej reakcji. Polecam "7 minut" dla osób, które chcą jakąś krótką, ale pięknie oprawioną i wartościową opowieść do przeczytania.
Iiii... właściwie nie wiem, o czym jeszcze mogłabym napisać. Muszę przygotować sobie jakąś listę tematów czy coś, by nie gadać o niczym. A skoro nie mam nic więcej do przekazania, to przynajmniej pokażę kilka rysunków (jeśli można je tak nazwać), które udało mi się z siebie wycisnąć przez ostatnie 2 miesiące.
I to na tyle dzisiaj, trochę ponarzekałam i popaplałam na bezsensowne tematy, więc chyba jak na moje standardy to koniec. Mogę jeszcze wspomnieć o tym, że się pofarbowałam i jestem czerwona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz