środa, 29 stycznia 2014

It's here!

Pierwsza część opowiadania! Enjoy!

Ludzie mówią, że nie mamy duszy... „

Rozdział pierwszy
Jeden, nie... Może pięć? Zobaczmy...
Octavia ślęczała nad jakimś sudoku, a Charlie był na treningu siatkówki. Ja przyglądałam się domu
sąsiadów z naprzeciwka. W ich oknach widniała piękna, porcelanowa lalka. Przyozdabiała ją koronkowa, bladoróżowa sukienka oraz szklane pantofelki. Zawsze przypominała mi Kopciuszka, ale trochę też mnie.
Jednak ja jestem marionetką z drewna.
Lalka miała blond włosy wiązane w warkocz, sięgały one do kolan. W moje była wplątana ciemno brązowa wstążka. Wszyscy zachwycają się zawsze moimi włosami, pytają mnie, czy trudno je utrzymać, Ja nie mogę udzielić im odpowiedzi. Nikt nie wie jeszcze, że nie odczuwam żadnych uczuć ani kim jestem. Nie muszę odżywiać się jak zwykli ludzie. Nie wiem skąd wzięłam się w domu rodziny Monicreque, ani też jak powstałam. Nigdy nie opowiadano mi o mojej przeszłości.
Swoją tajemnice maskowałam za grubą warstwą ciuchów i od dawna już, byłam pomalowana farbą w cielistym odcieniu. Gdyby ktoś dotknął mnie bez warstwy ubrań, wyczuł by twarde i zimne drewno.
 - Aurora!
To wołała mnie moja matka, Vivien. Gdy weszłam do jej pokoju na drugim piętrze, zobaczyłam, że
układa jakieś papiery do pracy. Miała zawsze tak radosną i żywą twarz...
 - Kochanie, mogłabyś skoczyć po jakieś dalię? Przy okazji zanieś to do ciotki Clary. - wręczyła mi piękny list w liliowej kopercie – Tu masz trochę pieniędzy. Masz dzisiaj lekcję baletu?
 - Tak, powinnam mieć ją za godzinę.
Podała mi swoją czarną torebkę. Zawsze gdy popatrzałam jej w oczy, zauważałam jak się od siebie różnimy. Jej błękitne jak niebo oczy lśnią radością z życia i młodością. Brązowe włosy często mieniły się na słońcu i lekko powiewał na wietrze. Wyglądała jak prawdziwy anioł ze swoją nieskazitelną urodą. Wyszłam z domy po pięciu minutach. Ruszyłam najpierw w stronę sklepu ogrodniczego.
Gdy weszłam do pięknego, starego budynku kwiaciarni, ujrzałam moją przyjaciółkę Elynn. Stała przed wystawą z wielokolorowymi liliami. Najczęściej w jej rudych lokach widział ten właśnie bladoróżowy kwiat. Dopiero teraz zorientowałam się że nie patrzy się na wystawę, tylko na chłopaka stającego przy dziwach kawiarni. Nie rozpoznałam go, więc pewnie jest nowy. Oceniłabym, że ma jakieś siedemnaście lat. Chciałam już podejść do niej, lecz wtedy on się obrócił.
Miał wprost...
 - ...anielskie oczy.
Wzdrygnęłam się. To mówiła Elynn. Najwyraźniej nie zwróciłam uwagi kiedy zaczęła wypowiedź.
 - Hej, przepraszam, że nie słuchałam. - zawsze mówiłam prawdę, miałam tak już jako marionetka - Wiesz może, kim jest tamten chłopak?
 - Nie, sądze że jest tutaj nowy. A ty jak uważasz, Pani Oczarowana?
 - Też tak uważam – przyznam, że bycie z drewna w tej chwili się przydało – ej, zobacz! Czy to nie twój brat?
Z budynku kawiarni wyszedł właśnie niski brunet. Elynn kiwnęła głową i obróciła się w moją stronę.
 - Chyba powinnam iść. A czy ty przypadkiem nie powinnaś być na lekcji baletu?
Przytaknęłam, po czym pożegnałam się i podeszłam do lady. Poprosiłam ekspedientkę o dwie biało-czerwone dalię. Zapłaciłam, wyszłam dziwnie roztargniona ze sklepu i wtedy...
 - Przepraszam!
Moja jedna dalia upadła na chodnik. Na szczęście wylądowała miękko i delikatnie. Wtedy zobaczyłam kto na mnie wpadł. To był on!
Jego hipnotyzujące oczy patrzył się przepraszająco. Znowu bycie z drewna przydało się. Wybąkałam przeprosiny i odeszłam w stronę mojego domu. Jakaś siła odpychała mnie od dłuższej rozmowy z nim.
Błędem było myślenie, że nieznajomy pójdzie w swoim kierunku.
Chłopak biegł za mną przez całą drogę i nawoływał moje imię. Po kilku minutach odpuścił. Zaczęłam biec w stronę domu. Nie miałam siły iść na balet.
Nie miałam siły.
Nagle gdy ta myl wpłynęła do mojej głowy, zatrzymałam się. Ja z a w s z e miałam siłę. A raczej nigdy jej nie odczuwałam. Zaczęłam dostawać nagłych wybuchów gorąca. O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże!
Przestało.

Znów nic nie czułam. Pustka i cisza. Nie miałam pojęcia, co się właśnie stało, gdy nagle ON wyszedł zza rogu. Natychmiast oczy zaszły mi mgłą i zaczęłam płakać. Nie mam pojęcia co się stało po tym, gdyż zemdlałam.

2 komentarze:

  1. Hej^^ Trafiłam tu przypadkiem, ale zdecydowałam zerknąć. Było trochę błędów, czasem brakowała przecinka, pozwolę sobie wymienić kilka, które mnie najbardziej raziło:
    Ja przyglądałam się domu sąsiadów z naprzeciwka - przyglądałam się komu, czemu? domowi
    wyczuł by - tryb przypuszczający potencjalny, przynajmniej tak wnioskuję z kontekstu, dlatego razem: wyczułby
    Brązowe włosy często mieniły się na słońcu i lekko powiewał na wietrze - powiewały, włosy powiewały, nie powiewał.
    Dopiero teraz zorientowałam się że nie patrzy się na wystawę - przed że zawsze przecinek
    dziwach kawiarni - podejrzewam, że chodzi o drzwi
    A poza tym... Czytało się szybko, całkiem przyjemnie, trochę te błędy rozpraszały, ale nieważne, nie było nic wielkiego. Sama historia zapowiada się fajnie, pomysł z drewnianą... marionetkę(?) jest świetny, ciekawa jestem, jak to rozwiniesz. Z drugiej strony, dziwiło mnie, że nie wie skąd pochodzi, ale ma matkę. Niebiologiczną? Dwa, skąd chłopak znał jej imię? Może coś mi umknęło przy lekturze, ale chyba się nie przedstawiła... A końcówka intrygująca. Podsumowując, całkiem nieźle się zapowiada, ciężko oceniać po krótkiej części. Warto przeczytać po napisaniu tekst, unikniesz ewentualnych błędów. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za długą opinię. Co do błędów - opowiadanie ma dobry rok, a w tym czasie poduczyłam się kilku zasad ortograficznych i interpunkcyjnych.

      Usuń